Higiena intymna
O tym, że dbanie o siebie to podstawa, nie trzeba przekonywać żadnej kobiety.
Wszystkie używamy nie tylko mydła czy pasty do zębów, ale też góry kosmetyków pielęgnacyjnych i kolorowych, których ilość niebezpiecznie rośnie na naszych toaletkach. Jeśli miałybyśmy wybrać kilka z nich, absolutnie niezbędnych, co by to było? Na pewno te preparaty, które pomagają utrzymać nie tylko samą urodę, ale przede wszystkim zdrowie. Nie ulega też przecież wątpliwości, że np. zdrowa, ale nie wypacykowana podkładem skóra mocniej emanuje pięknem niż ta niezadbana, nieoczyszczona z nałożonym kilogramem fluidu. Jak więc należy pielęgnować swoje ciało? To, że podstawą jest mycie i oczyszczanie wiemy od zawsze. To aksjomat. Powtarzali go rodzice, nauczyciele wtłaczali w szkole i redaktorzy proponowali w młodzieżowych gazetkach. Rzadko jednak wspomina się o tym, że poza czystą buzią i szyją, warto też zadbać o higienę intymną. Zewnętrzna część kobiecego układu płciowego, choć chcemy tego czy nie, nazywa się sromem (drodzy naukowcy, zróbcie nam tę przysługę i przemianujcie tę paskudną nazwę na coś, co brzmiałoby bardziej jak nazwa egzotycznej roślinki). Składa się on z instrumentarium złożonego z między innymi wzgórka łonowego i łechtaczki oraz mniejszych i większych warg sromowych. Wargi sromowe w duecie z naturalną florą bakteryjną i przedsionkiem pochwy stanowią barierę ochronną dla waginy. Skomplikowanie zewnętrznego kobiecego układu płciowego od razu nasuwa myśl, że jest ono dużo bardziej wrażliwe niż narząd męski. To prawda. Choć do codziennej pielęgnacji kobiecych zakątków powinna wystarczyć letnia, bieżąca woda, warto zwrócić uwagę na nasz czasem mało higieniczny tryb życia. Pływamy w pełnych chloru basenach, nosimy obcisłą, nylonową bieliznę (drodzy projektanci ubioru, prosimy o więcej koronkowych modeli z bawełny!), w pośpiechu zapominamy o korzystaniu z osobnych ręczniczków do buzi, ciała i miejsc osobistych.
Tymczasem srom, jako miejsce szczególnie delikatne, łatwo może paść ofiarą niechcianych drobnoustrojów.
Do intruzów należą grzyby, bakterie, pierwotniaki i wirusy. Pierwsze z nich powodują bardzo uciążliwą dolegliwość zwaną grzybicą pochwy. Objawia się ona niemal zawsze okropnym i trudnym do opanowania świądem miejsc intymnych (także wewnętrznych), piekącym bólem towarzyszącym oddawaniu moczu oraz „serowatymi” upławami i zapachem przypominającym… woń pieczonego chleba. Grzybicę waginy powoduje drożdżak Candida Albicans, lubujący się w miejscach ciepłych i wilgotnych, a więc jamie ustnej czy właśnie w pochwie. Niezwykle podobne objawy występują w przypadku zakażenia bakterią Gardnella Vaginalis, różnią się jednak one charakterem woni. Chora kobieta wydziela inny kulinarny zapach, tym razem bardziej przykry, bo jest nim woń świeżej ryby. Do infekcji bakteryjnych należy również rzeżączka, kiła i niektóre zakażenia układu moczowego. Rzeżączka jest nieco zapomnianą i mniej uciążliwą dolegliwością (a może zepchniętą na drugi plan poważniejszymi chorobami przenoszonymi wenerycznie?), zwaną też bardziej sympatycznie „wiewiórem” i „tryperem”. Wywołują ją bakterie z rodzaju Neisseria Gonorrhoeae, czyli po prostu „dwoinka rzeżączki”.